Co ma jazda na rowerze do rozwoju osobistego? O teorii zysków marginalnych.

  • przez

W ostatnich latach świat kolarstwa zawodowego zdominowała brytyjska grupa Sky. Wygrali praktycznie wszystko co można wygrać w zawodowym kolarstwie, a wręcz sprawili, że część rywalizacji była po prostu nudna bo z dużym prawdopodobieństwem można było z góry przewidzieć, kto będzie zwycięzcą.

Co było tak niezwykłego w ich działaniach? Ich dyrektor sportowy Dave Brailsford twierdzi, że nic. Bo on tylko obserwował to co robili kolarze i szukał najróżniejszych sposobów na usprawnienie ich sposób działania choćby o  1%. Sam Brailsford nazywa to metodą zysków marginalnych. 

Zwracał uwagę na to na czym, i jak kolarze śpią, jedzą, trenują etc. W każdym miejscu szukał drobnych poprawek i całość złożyła się na znaczną zmianę w sposobie ich treningu i w efekcie zaowocowała wielkimi sukcesami Brytyjczyków. (jeśli jesteście ciekawi szczegółów tej historii to więcej możecie przeczytać tutaj– analiza zrobiona przez Tomasza jest przednia, więc ja nie będę się powtarzać 😉 

Na co może się przydać teoria zysków marginalnych? 

Czasem gdy myślimy o naszym życiu wszystko wydaje się nas przerastać. (Tu uwaga nastąpi wielkie uproszczenie pełne stereotypów) „Jestem sama ale jak mam nie być sama skoro ostatnio przybyło mi trochę kilogramów, ale jak miało mi nie przybyć gdy się nie ruszam i jem byle jak. Zupełnie nie mam na nic siły, i jak mam zacząć coś zmieniać skoro brakuje mi nawet energii żeby ogarnąć biurko, przy którym siedzę. Siedzę przy nim ciągle bo mam beznadziejną pracę, która wysysa ze mnie resztki energii.” Brzmi demotywująco? I niestety często znajomo. Od samego czytania może nam podskoczyć poziom hormonów stresu. Bywają takie momenty, że nie mamy siły na z zmiana czegokolwiek wydaje się być ogromnym wyzwaniem. 

I tu może się nam przydać przykład kolarzy. Oni też startowali z dosyć beznadziejnej pozycji. Co ważne rozłożyli swoje cele bardzo małe kroki i uparcie je realizowali. 

Czyli widząc wysoką górę nie próbujemy się od razu gramolić na sam szczyt tylko analizujemy jakie kroki mogą nas na ten szczyt doprowadzić i rozkładamy pracę na mniejsze kroki. Chciałabym mieć lepszą kondycję? Może niekoniecznie od razu muszę założyć, że zacznę biegać maratony. Wystarczy, że zacznę chodzić na spacery w szybkim tempie dookoła bloku a z czasem może robić krótkie biegi albo trenować w inny przyjemny dla mnie sposób. 

Chce mieć porządek w domu? Może niekoniecznie muszę od razu poświęcać cały weekend na sprzątanie i zgodnie z poleceniem Marie Kondo wywalać wszystkiego z szafy. Może wystarczy, że posprzątam jedną szafkę? Jedną powierzchnie? Wyrzucę 10 niepotrzebnym rzeczy?

Eksperymentuj i zaakceptuj porażki

Zachęcam Was bardzo do obserwowania naszego otoczenia, typowego dnia i wyłapywania rzeczy, które wymagają usprawnień. Później warto wybrać jedną, maks 2 rzeczy, które chcemy poprawić, zaplanować mini-eksperyment i sprawdzać czy to ma sens. Warto tu zastosować kaizenową zasadę: Plan-Do-Check-Act. Planuje co zrobię, robię to, sprawdzam czy przyniosło pożądane zmiany. W zależności od oceny sytuacji działam odpowiednio zmieniając coś w planie, realizując zupełnie inny. Albo zostawiam wszystko bo skoro działa to nic tylko się cieszyć.  Wiadomo, że nie wszystko od razu zacznie wychodzić i pewne rzeczy okażą się strzałem w dziesiątka a niektóre zupełnie nie wypalą. A to że coś nie zadziałało nie oznacza porażki – po prostu jesteśmy mądrzejsi o kolejny eksperyment. Jakkolwiek cheesy by to nie zabrzmiało każda droga zaczyna się od pierwszego kroku który kiedyś trzeba wykonać. 

Od czego można zacząć? 

 

 

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.